Bieganie to dyscyplina wymagająca. Zatem co powinien jeść sportowiec, myślący o dobrych wynikach? Czy wegetarianie i weganie mogą nie tylko szybko biegać, ale i wygrywać w mistrzowskim stylu? O tym, czym jest bieganie i co daje dieta wegetariańska opowiada w rozmowie z ?Vege? ultramaratończyk Scott Jurek.
Anna Sośnierz: Nadal pokutują mity, że białko zwierzęce jest niezbędne w diecie, nie tylko sportowców. Swoimi osiągnięciami sportowymi wiele razy obaliłeś ten mit. Czy masz jakieś rady dla aktywnych osób na diecie roślinnej?
Scott Jurek: Należy być świadomym tego, że na temat diety istnieje wiele mitów. Jednym z nich jest przeświadczenie, że na diecie roślinnej nie można uzyskać odpowiedniej ilości białka. Ten mit był dla mnie najtrudniejszy. Kiedyś jadłem mięso i odżywiałem się niezdrowo. Gdy postanowiłem zmienić swoją dietę na wegańską, nie byłem pewien, czy będzie ona odpowiednia. Dopiero gdy przebiegłem Western States 100 Ultramarathon (ultramaraton na dystansie 161 km – przyp. red.), zdałem sobie sprawę, że to działa, że ta dieta jest dla mnie świetna.
Radzę zapomnieć o tych mitach i jeść zdrowo, po wegańsku. Słuchać swojego organizmu i nie bać się, bo to właściwy wybór. Przechodząc na dietę wegańską, należy pamiętać, że produkty, które wykluczamy ze swojej diety, należy umiejętnie zastąpić innymi, roślinnymi. To podstawa. Dla mnie ważne jest, by, po pierwsze, dostarczyć odpowiednią liczby kalorii, a po drugie, by produkty te były dobrej jakości.
Czasami ludzie próbują bardzo szybko przejść na dietę wegańską. Skupiają się wtedy na jakości pokarmów i nie zwracają uwagi na to, by dostarczyć organizmowi odpowiednią liczbę kalorii, a to jest bardzo ważne. Jeżeli wtedy będziesz jadł takie produkty jak zielone warzywa, soczewica, cieciorka, orzechy i ziarna oraz niektóre pochodne soi, jak tempeh i tofu, na pewno zapewnisz sobie odpowiednią ilość białka. Polecam, by była to zmiana stopniowa.
Ja osobiście czasami używam białka z grochu, brązowego ryżu lub konopi i dodaję je do koktajli owocowych.
Czy jakiś sportowiec czy nauczyciel pomógł Ci zmienić twoje życie?
Wielu ludzi mnie inspiruje i o tym właściwie jest moja książka „Jedz i Biegaj”. Oni pomogli mi w zmianie i wywarli na mnie wpływ na przestrzeni lat. Bardzo ważnym dla mnie autorytetem w kwestiach dietetycznych był dr Andrew Weil. Jego książka „Spontaneous Healing” („Spontaniczne leczenie”) zainspirowała mnie, by spojrzeć na zdrowie inaczej niż mówi standardowa medycyna. Dzięki niej zacząłem odżywiać się po wegetariańsku. Ważna dla mnie jest także książka Howarda F. Lymana „Mad cowboy” (w Polsce książka ukazała się pod tytułem „Szalony Kowboj”, wyd. Vega!POL – przyp.red.). Utwierdziła mnie w tym, że skoro łowiący ryby i polujący ( z tradycją rodzinną sięgającą trzech pokoleń wstecz) gość z Minesoty może zostać weganinem, to ja też to zrobię.
Wiele społeczeństw z przeszłości – plemion, grup biegaczy -zainspirowało mnie i nadal inspiruje do odpowiedniego jedzenia i biegania. Cała moja rodzina, dziadkowie, rodzice i znajomi mają na mnie duży wpływ.
Twoje nazwisko brzmi bardzo z polska. Czy Twoja rodzina ma polskie korzenie?
W Stanach nie umieją wypowiadać mojego nazwiska i mówią Dżurek. Moi dziadkowie pochodzą z Polski. Czerpałem od nich dużo wytrwałości i siły, co wykorzystuję na co dzień i w bieganiu. Miało to duży wpływ na to, kim teraz jestem. Poznałem też polskie zwyczaje i polską kuchnię.
Jak Ci się podoba w Polsce?
18 lat minęło, odkąd byłem tu po raz ostatni. Bardzo dużo się tu zmieniło i cieszę się, widząc, jak dużo się dzieje w sprawie biegania i weganizmu. To widać od razu. Bardzo mi się podoba w waszym kraju i jestem podekscytowany moją wizytą.
14 października pobiegłeś wraz z żoną, Jennifer, w maratonie w Poznaniu. Jak oceniasz tę imprezę?
To była świetna okazja, by pozwiedzać, poznać kulturę i zobaczyć miasto. Udział w biegu jest na prawdę czymś niesamowitym, bardzo podobało mi się również na targach Expo, które towarzyszyły maratonowi, gdzie podpisywałem książkę i spotykałem się z ludźmi. Jednak bieganie to jest to, co lubię najbardziej.
O początkach Twojej kariery sportowej i diety wegańskiej można przeczytać w książce „Jedz i biegaj”, którą uważam za przełomową dla wegan i sportowców i bardzo Ci za nią dziękuje. A jakie masz plany na przyszłość?
W 2013 roku zamierzam wystartować w kolejnym 24-godz. wyścigu, który jest dla mnie największym wyzwaniem. Oprócz tego najprawdopodobniej pobiegnę w Ladvile 100, czyli biegu górskim na dystansie 161 km.
Zdarzyło Ci się również trzykrotnie zwyciężyć w biegu Spathatlon na dystansie 240 km. To kolosalny wydatek energetyczny. Jak wiele kalorii spożywasz dziennie?
Jest to uzależnione od dnia i etapu planu treningowego. W szczycie sezonu treningowego jest to 5000 lub 6000 kcal dziennie. W bardziej spokojnym okresie może to być 2500 kcal dziennie.
Sam układasz swoją dietę czy pomaga Ci dietetyk?
Sam się tym zajmuję. Rozwijam się w tej dziedzinie, dużo czytam i próbuję na sobie, co działa najlepiej. Nie mam dietetyka czy trenera, który mi w tym pomaga. W biegach ultramaratońskich nie mamy dużego wsparcia sponsorów i nie opłacamy żywieniowców, bo nie starcza nam na to pieniędzy. Uważam, że mogę być dla ludzi inspiracją, bo dokonałem tego zupełnie sam, bez wsparcia innych. Doszedłem do tego, co jest dla mnie najlepsze. Popełniałem też błędy, jak np. wypicie oliwy podczas biegu. To był bardzo zły pomysł.
Co jadasz przed, w trakcie i po ultramaratonie?
Przed zazwyczaj piję koktajle owocowe, ponieważ są one płynne. Piję też mleczko kokosowe, jem jogurt sojowy i banany, ponieważ nie obciąża to mojego żołądka, a dostarcza kalorii i składników odżywczych. W trakcie biegu spożywam żele oraz piję napoje energetyczne. Jadam też burito z groszku i ryżu, ziemniaki, banany, czasami też ryż zawinięty w wodorosty nori. Podczas tak długiego biegu najlepsze jest połączenie jedzenia „prawdziwego” i sportowego.
Po treningu czy wyścigu zawsze dbam o to, by w ciągu 30 min. dostarczyć mojemu organizmowi odpowiednią ilość węglowodanów i aminokwasów, jakich potrzebuje, zazwyczaj w proporcji 3/1. Później wybieram dobre i smaczne jedzenie, a lubię kuchnię meksykańską, tajską czy azjatycką. Coś, co jest po prostu dobre. I dużo!
Byłeś kiedyś witarianinem. Jak się czułeś na tej diecie?
Myślę, że ten sposób odżywiania wpłynął mocno na mój sposób myślenia i postrzegania jedzenia. Jest to bardziej zaawansowana forma weganizmu. Dla wielu mocno skomplikowana. Witarianizm otworzył mi oczy na inny sposób przyrządzania jedzenia. Jestem fanem deserów witariańskich. Pomogło mi to dodać więcej świeżego jedzenia do codziennej diety. Nadal codziennie robię sobie koktajl, szczególnie po treningu. Jestem lepszy w robieniu sałatek i mam dużo przepisów na koktajle. Jednym z moich ulubionych warzyw jest jarmuż. Większość przepisów w mojej książce „Jedz i biegaj” jest właśnie witariańskich. Polecam taki sposób życia i staram się jak najwięcej jeść na surowo.
Jestem ciekawa, jakie jest Twoje ulubione danie?
Nie jest mi łatwo na to pytanie odpowiedzieć. Bardzo lubię jeść i lubię praktycznie wszystko z repertuaru wegańskiego. Jeden z moich najlepszych białkowych produktów to tempeh. Uważam, że ma unikatowy smak. Teraz jestem w Polsce i uwielbiam ziemniaki. Było to jedyne warzywo, jakie jadałem, będąc dzieckiem, no może jeszcze marchewkę i kukurydzę. Zawsze zjadałem wielki talerz ziemniaków, a moja babcia była wtedy ze mnie dumna. Z ziemniaków zawsze była zadowolona! Właściwie to nie ma warzywa, którego nie jadam i nie lubię.
Wracając do sportu, jaki element treningu uważasz za najważniejszy i jaką formę treningu uzupełniającego poleciłbyś biegaczom?
Jest niezwykle istotne, by robić ćwiczenia siłowe – co najmniej dwa razy w tygodniu ćwiczę na siłowni nogi, plecy oraz brzuch. Przy bieganiu należy pamiętać szczególnie o wzmacnianiu mięśni brzucha. Robię to nawet częściej, cztery razy w tygodniu. Podczas biegu okazują się one niezwykle przydatne. Dla mnie, jako ultramaratończyka bieganie jest najważniejsze, ale polecam też jazdę na rowerze i pływanie, co może uprawiać każdy, nawet osoby mające problemy ze stawami. Zawsze jestem w ruchu, lubię ćwiczenia siłowe i rozciągające oraz jogę czy nordic walking. Uważam je za bardzo ważny dodatek do biegania. Pomagają mi polepszyć wyniki.
Czy w wieku 40 lat czujesz się już spełniony? Czy nadal zamierzasz rywalizować na szlakach, chociaż coraz trudniej już będzie wygrywać z młodszymi?
Prawdopodobnie odejdę na emeryturę za kilka lat. Jestem ultramaratończykiem już od 20 lat. To długo. Nadal mogę to robić, ale chcę zająć się też innymi sprawami i na nie przychodzi czas. Ciężko jest pogodzić te dwie materie, czyli bycie ultramaratończykiem i mówcą motywacyjnym, działaczem wegańskim i „osobą publiczną”. Trudno robić bardzo dobrze to wszystko jednocześnie.
Nadal biegam z młodszymi, 20-letnimi biegaczami. Dla mnie to bardzo inspirujące. W Colorado trenuję z przyjaciółmi. Nadchodzi jednak czas, gdy bieganie odchodzi na drugi plan, a działalność publiczna i społeczna zaczyna być najważniejsza.
Po latach tak intensywnych treningów można całkiem zaprzestać biegania?
Zawsze będę biegał. I będę to robił tak jak w Poznaniu, dla przyjemności. To jest częścią mojego życia. Jak inni biegacze niezawodowi, zamierzam to robić po prostu dla zabawy. Dla ultramaratończyka, który ma serce większe niż przeciętny człowiek, zaprzestanie biegania jest nawet niewskazane. Dla mojego ciała bieganie jest niezbędne, choć teraz już nie tak wyczynowe.
Zdarzało Ci się kiedyś nie biegać przez kilka dni? Jeżeli tak, to jak wtedy zachowywał się Twój organizm?
Właściwie to czuję się wtedy w porządku. Wielu uważa, że jestem maniakiem. Spotykam często ludzi, którzy myślą, że coś muszą. Mnie zdarza się nie biegać przez 2, 3 dni i sądzę, że jest to dla mnie dobre. To regeneracja i odpoczynek dla ciała. Przekonanie o tym, że musimy coś zrobić, jest niezdrowe, bo nic nie musimy. Robiłem sobie przerwy wiele razy, odpoczywałem od biegania i nawet cieszyłem się z tego. Uważam, że ludzie też powinni tak robić: słuchać swojego ciała i nie zamartwiać się na zapas. Nie warto się karać czy zamartwiać, gdy opuści się trening. Najlepiej znów zabrać się do pracy. To ma być czysta przyjemność.
Kiedyś trenowałeś ze swoim psem. Czy nadal opiekujesz się jakimś zwierzakiem?
Nie mamy teraz z żoną żadnych zwierząt. Bardzo dużo podróżujemy i nie bylibyśmy w stanie zapewnić odpowiedniej opieki zwierzakowi. Wcześniej miałem psa rasy husky syberyjski, o którym wspominałem w książce. Zmarł z powodu starości. Jak tylko zaczniemy wyjeżdżać rzadziej, dołączy do nas jakiś pupil. Bardzo ważne jest, by mieć partnera treningowego – czy to psa, czy człowieka. Od zwierząt możemy się bardzo wiele nauczyć, zbliżyć się dzięki nim do natury. Warto obserwować prostotę ich ruchów.
Dla wielu ludzi jesteś właśnie kimś, kto ich inspiruje i pomaga im w zdrowym i dobrym życiu czy rozpoczęciu tych zmian.
Dziękuje! Właśnie to mam nadzieję i chcę robić. Powtarzam wszystkim – nigdy nie mów nigdy! Niemożliwe jest możliwe i musisz tylko iść po to i to robić.
Scott Jurek: jeden z najbardziej zasłużonych biegaczy ultramaratońskich na świecie, zwycięzca m.in. wyjściu Spartathlon na dystansie 240km (trzykrotnie), biegu Western States Endurance Run na dystansie 161 km (siedmiokrotnie), Badwater Ultramarathon na dystansie 217km (dwukrotnie). Czterokrotnie uhonorowany tytułem amerykańskiego ultramaratończyka roku przez magazyn UltraRunning. Jest weganinem. Propaguje dietę roślinną, nie tylko wśród biegaczy
Artykuł pochodzi z listopadowego numeru magazyny Vege. Zapraszamy na www.vege.com.pl